niedziela, 5 grudnia 2010

zdziadzieli.

Cieszę się z każdego wspomnienia, każdego dnia w mojej głowie. Tęknię za nimi, te dzisiejsze wydają mi się takie mierne, takie przeciętne. Wciąż wpadam w to cholerne odrętwienie. A czas wciąż ulatuje, nie robimy się młodsi, zaraz przeminie, dany nam żeby się wyszaleć. A ja tak bardzo bym chciał jeszcze poodpierdalać. Tak porządnie znów, jak kiedyś przez chwilę, być szczęśliwym.

Powinienem pracować ale jak to zrobić zgniłym mózgiem?

|Ratuję się Bonobo|

niedziela, 21 listopada 2010

Über

Ponad gwiazdami
lecę z kumplami
nagi, jak z waty,
ręce zajęte
butelką z boską
znaną proporcją
Mendelejewa
i papierosem........

Cudowne smugi
-wiją się wśród twarzy
moich towarzyszy.-

Razem lecimy
ponad chmurami
czystą pijemy.

My tak wyprani!
My bez nadziei.
My bez sumienia...

To nam zostało
do uniesienia
weltschmerz codzienny.

Lecimy ponad
suchą stolicą
pustą stolicą,
to jakiś absurd:
Tu rozstrzelano,
a tu fastfoody...
No gdzie ja jestem?

Ulice milkną
i wspominają
widziały mnie już.
Już w takich stanach
że gdybym wstyd miał
to bym zapłakał
nad matki losem.

To otoczenie.
Nam się odnaleźć?
W tym świecie pustym?

Gdzie marzą ludzie
o małym lokum
i samochodzie?

Światami rządzić,
niszczyć, obalać!
Wszystko znów stworzyć.
Ja to ten wielki,
najlepszy, piękny,
złoty lekkoduch.

Znów bez pieniędzy
i bez perspektyw
toniemy co dzień
tu w uwielbieniu
tego upadku,
póki świadomość
nie trąci kolan
i z mordą w bruku
zaśniemy z błogim
uśmiechem maski.

-W pijackim amoku-
rzekł ktoś z pogardą.

A potem rano
się rozjeżdżamy.
Pustka na twarzach
straszy jeszcze bardziej,
nikt nie patrzy w oczy.

Już uciekamy.

-Tylko ostatnie piwo,
na lekkie lądowanie,
powrót do rzeczywistości.-

Wrócę pojutrze
(nie dziś, nie jutro).

czwartek, 18 listopada 2010

"Jestem taki pojebany, non stop jaram szlugi, głupi i głupszy jestem kurwa jednym i drugim"

And i cant stop thinking about moments that i lost for you.
and i cant stop thinking about things i used to do.
and i cant stop making bad decisions
and i cant stop eating stuff you make chew
i put on a smile that you wann'a see
another day goes by that i loan to be like you.


|Tytuł|

(od 1:45 kawałek)

Prócz cienia

Siadam sam roztrzęsiony wewnętrznym sprzeciwem zwróconym do rzeczywistości przed klawiaturą, wołając o pomoc, starając się uczynić świat w zasięgu ręki miejscem nad którym da radę się wznieść. Co mi innego zostało - co mnie interesuje prócz tych cholernych liter i muzyki? Upajam się swoim smutkiem,żeby płodzić kolejne zdania, ale bez tych zdań myśli sparaliżowane zawijają się wśród beznadziei. Milczenie wszechrzeczy doprowadza do szału, ale czym można je zagłuszyć, jak oszukać się, przymknąć oczy żeby stoicko zbierać prowiant czekając na ostateczne? Zapisywane jest każde słowo, tam na górze są kamery. |koncepcja boga jako stasi|

poniedziałek, 15 listopada 2010

Krótki zapis kondycji ludzkiej w tym własnie fotelu.

Zmęczenie. Znów wstałem rano samemu stawiając czoło przytłaczającemu światowi. Jestem tuż tuż od załamania się - ponownej próby przeskoczenia samotności ładując się w jakiś związek, na który - na trzeźwo - nie znów pijany samotnością (spragniony) - nie miałbym ochoty. Nie chciałbym się ładować na pokład. Ciągle się bronię, mam nadzieję, że spotkam kogoś, kto olśni mnie swoją osobą, chociaż pewnie nie jestem jeszcze na to gotowy. Ryczę z samotności. Muszę dawać sobie radę. Wszystko wiruje mi w bani, nie wiem co mam robić. "Nic nie robić, zupełnie nic nie robić". Ano. Klawo w chuj. Zapożyczonym stwierdzeniem ratuję rzeczywistość. Mam ochotę na zamach na życie - czyje? - jakieś moje - plastikowym nożem zabić część siebie. Kakofonia myśli. Pogrążony w monotonii, mimo że moje życie nie wygląda tak wcale z boku - ale cały czas w niej tonę. Nic się nie powtarza dzień za dniem, każdy jest inny, każdego coś się dzieje - i to też jest monotonia.

wtorek, 7 września 2010

Trzęsienie

Patrzył na swe umęczone ręce. Zbolałe, zniszczone, zakrwawione. Niechętne do wykonania jakiegokolwiek ruchu więcej. Topił się w szale i beznadziei, która zwykle przychodzi gdy rozpaczliwe starania nie dają żadnego efektu. Słońce przezierało z daleka, poprzez gruz, powyginane zbrojenia betonu, przypominając o tym, że istnieje. Ostatni papieros, rezygnacja. Zabija głód, wzmaga pragnienie. Strasznie potrzebował kontaktu ze światem. Najmniejsze stworzenie, bezmyślny robak byłby wybawieniem z pustki betonu. Dym niesamowicie się zwijał łapiąc przerzedzone promienie, szczelnie wypełniając mały tunel, który sobie wykopał i ktory będzie pewnie jego grobem, białą mgłą, oddzielając go chociaż na chwilę od otynkowanych, zawalonych ścian. Modlił się do siebie już tylko o deszcz, wyjście z tego miejsca wydawało mu się tak nieprawdopodobne, niemożliwe wręcz, że już dawno porzucił marzenia o tym. Jeszcze raz zobaczyć niebo i chmury, tylko po to poświęcał godziny na rozbijaniu ścian, które kiedyś były schronieniem od tej przestrzeni.
Parę godzin minęło na leżeniu w letargu.
Słowa powoli przestawały mieć możliwość wyrażenia, przestawały być werbalnym środkiem do komunikacji. Gdzieś w środku zmotywowany nieświadomą wolą przetrwania walczył z tym, próbując uspokoić się własnym głosem, jednak zaschnięte gardło wydawało tylko czasem westchnienia i jęki, nic więcej. Pojęcie szczęścia było zbyt abstrakcyjne w tym dole udręki. Żałował, że nie zginął. Był już tylko zwierzęciem uwięzionym w klatce. Gdzieś zanikł cały dualizm zwierzęcoboskiego człowieka, dychotomia. Fasada człowieka rozsypywała się na kawałki. Łatwo jest uwierzyć, że cała pamięć, wszystkie najważniejsze wspomnienia są tylko nierealnym snem, skupić się na chwili obecnej, zatracić w niej, kiedy pomiędzy 'teraz' a 'wcześniej' nie da się przerzucić mostów solidnych powiązań. Starał się spać w nocy, w dzień kopać, rozgrzebywać gruzy w bezmyślnej apatii. Uciekał w nią, bo ból rąk, mięśni, ale też strach nie pozwalał mu uciekać w świat myśli, tak zbawienny przecież.
"Więc tak się umiera?"
Upodlone ludzkie zwierze musi się wycierpieć przed końcem. Umiera się pokazując czym się jest naprawdę. On był tylko zwierzęciem.
"Można być czymś więcej?"
Nie ma żadnego tunelu, filmy wspomnień, rachunku sumienia. Nie ma na to czasu. Sztuka dobrego umierania.
"Co nas bardziej czyni ludźmi? Rezygnacja i pogodzenie się z losem czy bezmyślna, uparta walka o przetrwanie. Stoickie geny nie są promowane, jakie to ma znaczenie w tej studni pokoleń?"