Smród życia. Natury. Świata. 
Więc może faktycznie dobrze jest się tarzać w rybich fermentujących wnętrznościach. 
Co jest zdrożnego w zapachu moczu, fekalii? Dlaczego nas tak od niego odrzuca. Już samo słowo fetor niprzyjemnie brzmi w moich ustach. 
Więc skąd tę sądy wartościujące, z instynktu jedynie?
Jeśli tak to przecież bezrefleksyjnie używamy zmysłu. Nie pierwszego przecież. 
Czyli co? Czyli działam w większości odruchowo, odpowiadając na napotkane bodźce. 
Czyli od żrącej ziemię dżdżownicy różni mnie tylko jakość bodźców i odpowiedzi na ich konfigurację. 
A co z tą boską iskrą, którą ciągle w sobie czuję? Jak ją wytłumaczyć w świecie zniewolonym imperatywem przetrwania - ogólnie pojętego, nawet nie jednostkowego przecież. 
A czy współczucie to nie jest instynkt konieczny do tworzenia społeczności?
A czy ta iskra jest do czegoś potrzebna - jest do nadania pozornego sensu tego życia. 
Czy ewolucyjnie można wytworzyć uczucie istnienia absolutu? Można w ten sposób przecież uzasadnić miłość. I jaka może być korzyść dla mnie z tego, że hipotetycznie podporządkowałem życie ładowi kosmosu. 
poniedziałek, 21 kwietnia 2014
Garum
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)
