wtorek, 7 września 2010

Trzęsienie

Patrzył na swe umęczone ręce. Zbolałe, zniszczone, zakrwawione. Niechętne do wykonania jakiegokolwiek ruchu więcej. Topił się w szale i beznadziei, która zwykle przychodzi gdy rozpaczliwe starania nie dają żadnego efektu. Słońce przezierało z daleka, poprzez gruz, powyginane zbrojenia betonu, przypominając o tym, że istnieje. Ostatni papieros, rezygnacja. Zabija głód, wzmaga pragnienie. Strasznie potrzebował kontaktu ze światem. Najmniejsze stworzenie, bezmyślny robak byłby wybawieniem z pustki betonu. Dym niesamowicie się zwijał łapiąc przerzedzone promienie, szczelnie wypełniając mały tunel, który sobie wykopał i ktory będzie pewnie jego grobem, białą mgłą, oddzielając go chociaż na chwilę od otynkowanych, zawalonych ścian. Modlił się do siebie już tylko o deszcz, wyjście z tego miejsca wydawało mu się tak nieprawdopodobne, niemożliwe wręcz, że już dawno porzucił marzenia o tym. Jeszcze raz zobaczyć niebo i chmury, tylko po to poświęcał godziny na rozbijaniu ścian, które kiedyś były schronieniem od tej przestrzeni.
Parę godzin minęło na leżeniu w letargu.
Słowa powoli przestawały mieć możliwość wyrażenia, przestawały być werbalnym środkiem do komunikacji. Gdzieś w środku zmotywowany nieświadomą wolą przetrwania walczył z tym, próbując uspokoić się własnym głosem, jednak zaschnięte gardło wydawało tylko czasem westchnienia i jęki, nic więcej. Pojęcie szczęścia było zbyt abstrakcyjne w tym dole udręki. Żałował, że nie zginął. Był już tylko zwierzęciem uwięzionym w klatce. Gdzieś zanikł cały dualizm zwierzęcoboskiego człowieka, dychotomia. Fasada człowieka rozsypywała się na kawałki. Łatwo jest uwierzyć, że cała pamięć, wszystkie najważniejsze wspomnienia są tylko nierealnym snem, skupić się na chwili obecnej, zatracić w niej, kiedy pomiędzy 'teraz' a 'wcześniej' nie da się przerzucić mostów solidnych powiązań. Starał się spać w nocy, w dzień kopać, rozgrzebywać gruzy w bezmyślnej apatii. Uciekał w nią, bo ból rąk, mięśni, ale też strach nie pozwalał mu uciekać w świat myśli, tak zbawienny przecież.
"Więc tak się umiera?"
Upodlone ludzkie zwierze musi się wycierpieć przed końcem. Umiera się pokazując czym się jest naprawdę. On był tylko zwierzęciem.
"Można być czymś więcej?"
Nie ma żadnego tunelu, filmy wspomnień, rachunku sumienia. Nie ma na to czasu. Sztuka dobrego umierania.
"Co nas bardziej czyni ludźmi? Rezygnacja i pogodzenie się z losem czy bezmyślna, uparta walka o przetrwanie. Stoickie geny nie są promowane, jakie to ma znaczenie w tej studni pokoleń?"